Londyn na weekend – krok po kroku (dzień #2)

img_2258

10:00 – Muzeum Historii Naturalnej (a przynajmniej taki był plan :)

Natural History Museum to jedno z trzech wielkich muzeów w South Kensington, obok  Muzeum Nauki oraz Muzeum Wiktorii i Alberta. W neogotyckim wiktoriańskim gmachu z 1881 r. znajduje się blisko 75 mln eksponatów (wstęp bezpłatny).

15299252422_adc713678a_kfot. Sebastian Dahler – flickr.com/ CC

Mój plan zwiedzania obejmował m.in: galerię dinozaurów, w tym odlew szkieletu diplodoka, o długości 26 m, wykopanego w Wyoming w 1899 r. (to największy odkryty do tej pory kompletny szkielet dinozaura), wiszący w powietrzu model płetwala błękitnego (naturalnej wielkości!), plaster wycięty z pnia sekwoi o średnicy 6 m, a także prezentację historii wszechświata (od wielkiego wybuchu po kres układu słonecznego) oraz sprawdzenie na symulatorze, jak przebiega trzęsienie ziemi…

Niestety… Tłum ludzi zmierzający w tym samym kierunku sprawia, że potwierdzają się moje przypuszczenia – przed wejściem do muzeum ciągnie się niebotyczna kolejka (sobota!). W najbardziej optymistycznym wariancie zanosi się na dwie godziny czekania, w najgorszym – pewnie pół dnia… No cóż, darmowe muzea mają jednak swoją cenę… Z żalem rezygnuję ze zwiedzania, ale… nie ma tego złego – to będzie dobry powód, żeby znów wrócić do Londynu :)

11:00 – Dzielnica Belgravia

Wychodzę z metra na st. Hyde Park Corner i nieoczekiwanie trafiam w sam środek tłumu z transparentami. Okazuje się, że to ogromna proeuropejska manifestacja, przeciwko Brexitowi. W „Marszu dla Europy” (zorganizowanym spontanicznie przez media społecznościowe), który rozpoczął się nieopodal Hyde Parku, a zakończył przed Parliament Square, wzięło udział około 50 tys. Brytyjczyków! (jak się później dowiedziałam z internetu).

img_2023

img_2024

img_2021

Mijam demonstrantów i kieruję się w stronę Belgravii, najdroższej i najbardziej prestiżowej dzielnicy Londynu. Jeszcze pod koniec XVII w. tereny te były własnością baronetów Grosvenor (późniejszych książąt Westminster). Dzisiejsza elegancka zabudowa pochodzi z XIX w.  Swoje siedziby mają tu liczne ambasady i znane osobistości, mieszkała tu m.in. Margaret Thatcher. Klasyczna architektura, elitarne rezydencje z białymi stiukami i stonowane ulice mogą nieco onieśmielać swoją wytwornością…

img_2031

Grosvenor Crescent nosi miano najdroższej ulicy Wielkiej Brytanii, gdzie ceny domów zaczynają się od kilkunastu milionów funtów wzwyż. Mieszkańcy tych ekskluzywnych apartamentów mają za sąsiadów rodzinę królewską, a do Harrods’a mogą wpadać na zakupy niczym do sklepu za rogiem ;)

img_2026

Mijam Halking Street, gdzie mieści się siedziba Klubu Kaledońskiego/Szkockiego (The Caledonian Club) – prywatnego klubu założonego w 1891 r., zrzeszającego Szkotów w Londynie. Przystaję na chwilę, by wysłuchać pieśni granej na dudach przez Szkota w tradycyjnym kilcie.

img_2038

Przechodzę przez Belgrave Square Garden i skręcam w Eaton Place – drugie najdroższe miejsce Londynu. Wystarczy popatrzeć na samochody… :)

img_2046

img_2047

img_2041

Zaglądam jeszcze na pobliską Sloane Gardens, w bogatej dzielnicy Chelsea, by zobaczyć eleganckie domy z czerwonej cegły zamożnych Londyńczyków.

img_2056

img_2054

12:00 – Dzielnica Nothing Hill i Portobello Market

Wracam do metra i jadę do Notting Hill – ulubionej dzielnicy gwiazd muzyki, mody i świata mediów, która swój urok zawdzięcza mieszaninie wielu kultur i stylów życia.

img_2061

Nothing Hill stało się modne pod koniec XX w., ale jeszcze w XIX w. dookoła znajdowały się slumsy. W latach 50-tych XX w. była to bardzo biedna dzielnica, gdzie masowo osiedlali się imigranci z Karaibów (stąd słynny Nothing Hill Carnival – karaibski karnawał, który jest drugim największym karnawałem po Rio de Janeiro). Dziś Nothing Hill uchodzi za jedną z najdroższych dzielnic Londynu, a ceny domów z kodem pocztowym W11 zaczynają się od miliona funtów wzwyż.

img_2112

Zmierzam do Portobello Road, gdzie w każdą sobotę (a dziś sobota!) odbywa się targ antyków, staroci i wszystkiego, na co tylko znajdzie się kupiec. Ulica została nazwana na cześć zwycięstwa Anglii nad Hiszpanią w Puerto Bello nad Zatoką Meksykańską w 1739 r.

img_2064

Portobello Road wypełniają dziesiątki straganów, gdzie można kupić przysłowiowe mydło i powidło.

img_2070

img_2137

img_2105

img_2144

Miłośnicy zdjęć zachwycą się kolekcją starych aparatów fotograficznych…

img_2088

Koneserzy dobrej muzyki znajdą kolekcje płyt winylowych najlepszych zespołów wszech czasów…

img_2118

Na jednym ze stoisk z książkami dostrzegam (być może pierwsze?) egzemplarze przygód Jamesa Bonda :)

img_2097

A w sklepie kartograficznym znajduję niezwykłe mapy świata, sprzed dwóch stuleci…

img_2082

Na Portobello Road goszczą także uliczni artyści i performersi…

img_2073

Pomysł na biznes: „Portobello Spring Fries”, czyli jak sprzedać jednego ziemniaka w cenie trzech kilo :)

img_2125

Wspaniały industrialny wystrój sklepu z ubraniami…

img_2132

I inne akcesoria… :)

img_2103

img_2114

Dzielnicę Nothing Hill rozsławiła na cały świat hollywoodzka produkcja z Julią Roberts i Hugh Grantem w rolach głównych. „Travel Bookshop” była pierwowzorem filmowej księgarni, gdzie bohaterowie filmu spotkali się po raz pierwszy.

img_2101

W drodze powrotnej do metra spotykam rozbawiony autobus – piętrowego Routmastera, którego młoda para wynajęła dla swoich weselnych gości. Takie rzeczy to tylko w Londynie :)

img_2151

14:00 – Oxford Street

Wysiadam na st. Oxford Circus, gdzie krzyżują się dwie największe ulice handlowe Londynu: Oxford Street i Regent Street. Ruszam Oxford Street i podążam za tłumem, bo dwukilometrową ulicę odwiedza codziennie pół miliona osób! To prawdziwy raj dla zakupoholików – swoje siedziby ma tu ponad 300 sklepów, w tym siedem dużych domów towarowych!

img_2153

img_2156

Jednak większość tutejszych sieciówek jest znana w Polsce, a przy obecnym kursie funta ceny będą wyższe niż w kraju. Za to z pewnością warto zapolować tu podczas wyprzedaży, które w Londynie dochodzą do 70-80 %.

img_2157

img_2158

Elegancka Regent Street jest znana ze sklepów premium, a w kategorii „handlowych ulic świata” może śmiało rywalizować z Champs-Elysées w Paryżu i Fifth Avenue w Nowym Jorku. Każdego roku odwiedza ją ponad 7 milionów turystów, których przyciągają ekskluzywne marki, m.in. Armani, Burberry, COS, Calvin Klein, Guess, Ted Baker, Michael Kors, Karen Millen, czy Tommy Hilfiger.

Mijam luksusowe butiki i z ciekawości zaglądam tylko do taniego Primarka (którego nie ma Polsce). Wychodzę rozczarowana – ubrania nie są warte swojej ceny, nawet na wyprzedaży. Po krótkiej przerwie na kawę wsiadam do metra i jadę zobaczyć najsłynniejszą w Londynie reklamę Coca-Coli.

16:00 – Piccadilly Circus

Wysiadam na Piccadilly Circus – słynnym placu i jednocześnie ruchliwym skrzyżowaniu, które powstało w 1819 r., w samym sercu rozrywkowej dzielnicy West End. 

img_2166

Za sprawą gigantycznych reklam świetlnych, umieszczonych na fasadzie narożnego budynku, Piccadilly Circus jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych miejsc w Londynie.

img_2171

Pierwsze tablice reklamowe pojawiły się tu pod koniec XIX w., a pierwsze neony, które zamontowano w 1910 r., reklamowały przyprawy do zup Bovril oraz Schweppes Tonic Water. Gigantyczna reklama Coca-Coli powstała 60 lat temu i… istnieje do dziś, choć zmienił się jej wygląd i technologia. Ówczesny neon miał 13 m2, ważył dwie tony i składał się z półtora kilometra rurek. Dziś neony ustąpiły miejsca wielkim ekranom LED.

img_2168

Przyglądam się fontannie z figurką, powszechnie uważaną za skrzydlatego Erosa, która stała się jednym z symboli Londynu. W rzeczywistości to Anioł Miłosierdzia, upamiętniający znanego londyńskiego filantropa.

img_2177

Nagła ulewa sprawia, że kolejne pół godziny spędzam w pobliskim sklepie z pamiątkami. A doprawdy jest w czym wybierać – znajdziecie tu wszystkie możliwe gadżety z napisem „London” :)

img_2188

img_2190

img_2189

img_2194

img_2195

Oto Teddy – pluszowy miś Jasia Fasoli :)

img_2182

A to „Tańcząca Królowa” (zasilana baterią słoneczną ;) Tylko pogratulować Królowej dystansu do siebie :)

img_2191

18:00 – Chinatown      

Po deszczu nie ma już śladu. Z Piccadilly Circus zmierzam na wschód ul. Coventry Street i skręcam w lewo w Wardour Street. Tradycyjny, bogato zdobiony paifang (brama) oraz dwujęzyczne napisy to znak, że już za chwilę znajdę się w zupełnie innym świecie – chińskiej dzielnicy. Wracają wspomnienia i emocje ubiegłorocznych wakacji, które spędziłam w Chinach…

img_2210

img_2209Londyński Chinatown to największa w Europie chińska dzielnica. Chińczycy pojawili się tu już w XVIII w., kiedy spółka „East India Company zatrudniała tysiące chińskich marynarzy, którzy z czasem zaczęli się tu osiedlać. Przekraczając bramę Chinatown zostawiamy za sobą czerwone budki telefoniczne oraz piętrowe autobusy i wkraczamy w sam środek wielobarwnego azjatyckiego tygla… Koniecznie zajrzyjcie tu na przełomie stycznia i lutego, kiedy na ulicach odbywa się barwna i huczna parada powitania Chińskiego Nowego Roku!

img_2212

img_2220

img_2213

Główną ulicą Chinatown jest Gerard Street – kulturalne i finansowe centrum chińskiej społeczności w Londynie. Tu znajdują się najlepsze w mieście chińskie restauracje oraz wiele orientalnych sklepów.

img_2217

img_2229

img_2226

img_2228

Pora na późny lunch. Wstępuję do jednej z licznych chińskich restauracji typu bufet, gdzie za kilka funtów można jeść do woli. I cieszę się, że znów mam okazję spróbować chińskiej kuchni, która w ubiegłym roku tak mi zasmakowała… 

img_2240

img_2242

img_2237

19:00 – Covent Garden

Z Chinatown kieruję się do Covent Garden, dzielnicy znanej ze spotkań artystów, cyrkowców, muzyków i osób związanych ze sztuką. Po drodze mijam Leicester Square, serce londyńskiego świata filmu, gdzie w słynnym kinie „Odeon” odbywały się światowe i europejskie premiery (m.in. serii o Jamesie Bondzie, serii o Harrym Potterze, Alicji w Krainie Czarów, czy amerykańskiego filmu Avatar).

Zatrzymuję się przy pomniku Agaty Christie, najlepiej sprzedającej się autorki wszech czasów. Jej 90 kryminałów wydano w ponad miliardzie egzemplarzy w języku angielskim, a drugi miliard przetłumaczonych na 45 języków obcych. Od lat nie tracą one na popularności i wciąż znajdują się na liście bestsellerów, zaraz po Biblii i dziełach Szekspira. Pomnik wykonany z brązu ma formę książki, z umieszczonym wewnątrz popiersiem słynnej pisarki.

img_2247

Zaglądam też na Broad Court, w pobliżu Opery Królewskiej, gdzie znajduje się pomnik młodej tancerki, (autorstwa włoskiego rzeźbiarza, Enzo Plazzotta, zakochanego w balecie) oraz kilka czerwonych budek telefonicznych – pocztówkowe tło dla miłośników „słit foci” ;)

img_2260

img_2262

img_2272

img_2266

Wstępuję jeszcze do Covent Garden Market, historycznego targu owocowo-warzywnego, którego tradycja sięga połowy XVII w. Mieści się tu jedna z londyńskich restauracji Jamiego Olivera („Jamie Oliver’s Union Jacks”). Wolnych stolików brak.

img_2278

20:00 – Chillout :)

Pora na odpoczynek. Marzę o zimnym piwie w tradycyjnym brytyjskim pubie, jednak to sobota wieczór, w dodatku wieczór piłkarski (ćwierćfinał Euro 2016!). Okoliczne lokale pękają w szwach, a znalezienie wolnego miejsca graniczy z cudem… A jednak szczęście mi sprzyja! Wieczór spędzam przy kuflu wyśmienitego Abbot Ale, w klimatycznym starym pubie o wdzięcznej nazwie „Biały Łabędź” :) Cheers!

img_2280

Czytaj dalej TUTAJ

Fotorelację z pierwszego dnia w Londynie znajdziesz TUTAJ

(Visited 3 284 times, 1 visits today)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *