Ostatni dzień grudnia to idealny moment na podsumowanie mijających dwunastu miesięcy i snucie dalekosiężnych planów… Jaki był ten rok? Dziś mogę przyznać, że pełen wrażeń, emocji i nowych podróżniczych doświadczeń :) Jeśli jesteście ciekawi, które projekty z mojej listy udało mi się zrealizować i co przyniesie kolejny rok – zapraszam na doroczne résumé, czyli 2016 w pigułce!
Późną wiosną odwiedziłam Chorwację, która od wielu lat znajdowała się na mojej podróżniczej liście marzeń. Dojechałam aż do południowej Dalmacji, by ze średniowiecznych murów Dubrownika podziwiać malownicze miasto, którym zachwycali się wielcy tego świata (czytaj TUTAJ). Przemierzając wąskie uliczki Splitu stąpałam po dawnych pałacowych korytarzach cesarza Dioklecjana…(sprawdź TUTAJ). Przekonałam się także, że szmaragdowy kolor wody Plitwickich Jezior to efekt wytrącania się węglanu wapnia, a nie Photoshopa ;) (zobacz TUTAJ)
Trogir zaskoczył mnie oberwaniem chmury i zabrakło już czasu na spacer labiryntem średniowiecznej starówki. (czytaj TUTAJ) W Szybeniku zachwyciłam się misternie zdobioną katedrą (zobacz TUTAJ), a w Zadarze odnalazłam ruiny antycznego miasta i wysłuchałam niezwykłego koncertu granego przez morskie fale… (sprawdź TUTAJ)
Pływałam w ciepłych wodach Adriatyku, przeszłam jedną z najwęższych ulic świata i spróbowałam wyśmienitego maraskino… Chorwacja zachwyciła mnie na tyle, że z przyjemnością będę tam wracać…
Początek lata spędziłam w Londynie, by zobaczyć to, na co nie starczyło mi czasu kilka lat temu. Pierwsze kroki skierowałam do Pałacu Buckingham, by przyjrzeć się maszerującej Gwardii Królewskiej w słynnych niedźwiedzich czapach. (Jak zaplanowałam trzy dni w Londynie? czytaj TUTAJ, TUTAJ i TUTAJ)
Z pokładu kapsuły London Eye podziwiałam Londyn z lotu ptaka, nie odmówiłam sobie również przejażdżki kultowym Routmasterem.
Przy okazji znalazłam kilka świetnych miejsc do selfie, z czerwoną budką telefoniczną w tle ;)
A wieczorem, w tradycyjnym pubie, wsłuchiwałam się w gwar kosmopolitycznej metropolii, którą nie można się znudzić, bo „kto zmęczy się Londynem, ten zmęczył się życiem” – jak pisał w XVIII w. Samuel Johnson. (wszystkie wpisy z Londynu znajdziesz TUTAJ)
Długi sierpniowy weekend spędziłam w Warszawie, by z dziecięcą ciekawością świata przeprowadzać eksperymenty w Centrum Nauki Kopernik. Położyłam się na łożu fakira (to nie boli! :))), usiadłam na latającym dywanie, a dzięki wahadłu Foucaulta przekonałam się, że Ziemia naprawdę się obraca ;) Odwiedziłam także Muzeum Powstania Warszawskiego i zajrzałam na Stadion Narodowy. (Jak zaplanować dwa dni w Warszawie przeczytasz TUTAJ)
Późną jesienią dotarłam do wymarzonej Tajlandii, która przywitała mnie słońcem i tropikalnym upałem. W Bangkoku zachwyciłam się Pałacem Królewskim (czytaj TUTAJ) i gigantycznym posągiem Leżącego Buddy (zobacz TUTAJ).
Targowałam się na pływającym targu (zobacz TUTAJ), przeszłam przez most na rzece Kwai i przejechałam się fragmentem Kolei Śmierci (czytaj TUTAJ).
Odwiedziłam dawne stolice Tajlandii: Ayutthayę, doszczętnie zrujnowaną w XVIII w. przez wojska birmańskie (czytaj TUTAJ), oraz park historyczny w Sukkothai (czytaj TUTAJ).
Zobaczyłam olśniewającą Białą Świątynię (zobacz TUTAJ) i dojechałam w rejon Złotego Trójkąta słynącego z produkcji i przemytu opium (czytaj TUTAJ). Pokonałam także 306 monumentalnych schodów, by na wzgórzu w Chiang Mai ujrzeć jedną z najpiękniejszych tajlandzkich świątyń (Wat Phra That Doi Suthep) (zobacz TUTAJ).
Wakacje w Tajlandii zakończyłam plażowaniem oraz przyglądaniem się jak kwitnie nocne życie Pattayi… :)
Tajlandia mnie zauroczyła! To wspaniały kraj przyjaznych ludzi, dobrej kuchni, majestatycznych świątyń i wymarzonej pogody! Z pewnością jeszcze kiedyś wrócę do Bangkoku i chętnie odwiedzę jedną z bajecznych rajskich wysp… (wszystkie wpisy z Tajlandii znajdziesz TUTAJ)
Co na blogu?
W październiku minęły dwa lata mojego blogowania (ale to zleciało!). W tym czasie spełniłam kilka moich podróżniczych marzeń, tych bliższych – w Europie, i tych dalekich, przez duże „M”. Z przyjemnością obserwuję, jak rośnie liczba sympatyków bloga (dziękuję!), choć w konkursie na blog roku pewnie nie mam szans ;) Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że blogowanie mnie wciągnęło i nadal sprawia mi frajdę :) Może pora zaistnieć w mediach społecznościowych?…
Podsumowanie
Odwiedziłam trzy kraje: Chorwację, Wielką Brytanię i Tajlandię. Spełniłam dwa marzenia z mojej podróżniczej listy: zwiedziłam malowniczy Dubrownik i zobaczyłam największy na świecie Złoty Posąg Buddy w Bangkoku.
Po raz drugi dotarłam na Daleki Wschód i myślę, że ta fascynacja zostanie ze mną na dłużej :) Poznałam nocny zgiełk Bangkoku, jeździłam hałaśliwym tuk-tukiem i zajadałam się tajskim street foodem… (zobacz TUTAJ).
Odwiedziłam wioskę słoni, wpadłam z wizytą do kobiet o długich szyjach (zobacz TUTAJ) i zobaczyłam jedyne na świecie Muzeum Opium. Kibicowałam na walkach tajskiego boksu (ależ to były emocje!) i przekonałam się, że tajski masaż wcale nie jest masażem relaksacyjnym :)
Obejrzałam rewię transwestytów w Pattayi i spacerowałam po Walking Street – dzielnicy czerwonych latarni :)
To był kolejny ekscytujący rok!
Plany na 2017
Coraz bardziej fascynuje mnie Daleki Wschód i ogromne azjatyckie metropolie, ale kuszą także ruiny Majów i biały piasek karaibskich plaż… Uwielbiam śródziemnomorskie klimaty, ale i najwyższa pora na przekroczenie równika… Co przyniesie 2017 rok? Moja podróżnicza lista marzeń jest cały czas otwarta, więc wrażeń i emocji z pewnością mi nie zabraknie :)
A Wam życzę spełnienia wszystkich podróżniczych marzeń – tych małych i tych wielkich, i tych całkiem nierealnych też!
Szczęśliwego Nowego Roku!
Widzę, że rok 2016 obfitował w wiele atrakcji.
Odbyłaś wspaniałe podróże. Ja również Chorwację znam dość dobrze i jestem oczarowana tym krajem.
Życzę spełnienia marzeń w 2017 i wpisuję Cię na listę obserwowanych blogów:)
Rzeczywiście, atrakcji było pod dostatkiem :) A Chorwacja mnie naprawdę zachwyciła, chętnie będę tam wracać. Dziękuję za miłe słowa i pozdrawiam serdecznie!
Wow, sporo tego, jestem pod wrażeniem i to w jednym roku.