Jest takie powiedzenie, które stanowi kwintesencję wszystkich dziwnych i nieracjonalnych sytuacji, jakie mogą Ci się przydarzyć w Tajlandii. To stwierdzenie to T.I.T. czyli… „This is Thailand!” :) Tych kilka prostych słów świetnie oddaje element zaskoczenia, lekkiego niedowierzania i rezygnacji z jakiejkolwiek próby zrozumienia zaistniałego stanu rzeczy. Co Cię może zdziwić w Tajlandii? Sprawdź!
1. Uwielbienie dla króla
Tajowie kochali swojego króla! Niestety Rama IX (Bhumibol Aduyadej), po 70 latach panowania (był najdłużej panującym monarchą na świecie!), odszedł 13 października 2016 r. Dla większości Tajów zmarły król był jednym monarchą, jakiego znali. Jego podobizna zdobiła ulice, sklepy, hotele, ściany prywatnych mieszkań i publicznych instytucji. Za co go tak uwielbiali? Przez tyle lat panowania, podróżowania po kraju, spotykania się z poddanymi, Rama IX stał się nieodłącznym elementem tajskiej tożsamości – ojcem narodu, stróżem tradycji i patronem demokracji. Przywódcą jednoczącym zwaśnionych Tajów i niosącym otuchę i spokój w burzliwych czasach…
Tajska rodzina królewska jest chroniona jednym z najbardziej restrykcyjnych praw świata. Jakakolwiek forma lekceważenia króla jest uważana za przestępstwo, a za zniesławienie, obrazę majestatu lub grożenie monarsze grożą surowe kary: od wysokich grzywien aż po 15 lat za kratkami! Strony internetowe szkalujące dobre imię króla są cenzurowane. Dla Szwajcara, który w 2007 r. czarnym sprayem zamalował plakat z podobizną króla (bo odmówiono mu sprzedaży alkoholu), domagano się 75 lat więzienia! Na 2,5 roku więzienia skazano Amerykanina, który w 2011 r. zamieścił na swoim blogu link do fragmentów krytycznej biografii króla. W 2015 r. na 30 lat skazano mężczyznę, który zamieścił kilka niepochlebnych komentarzy na facebooku! Jedyne wyjście z sytuacji to okazać skruchę i… liczyć na łaskę króla. Jednak o większości przypadków turystów trafiających do tajskiego więzienia opinia publiczna nie dowiaduje się wcale!
Z szacunkiem należy traktować banknoty (na każdym nominale widnieje wizerunek króla) oraz znaczki pocztowe z jego podobizną. Zniszczenie banknotu lub przydeptanie go „na szczęście” jest równoznaczne z obrazą majestatu!
Każdego dnia o 8.00 rano i o 18.00 we wszystkich miejscach publicznych, przed seansem filmowym w kinie, w supermarkecie, a nawet na zwykłym targowisku, rozbrzmiewa hymn państwowy na cześć króla. Zwyczaj nakazuje wówczas wstać i zachować ciszę. Dotyczy to także turystów a zlekceważenie tej tradycji może skończyć się bardzo nieprzyjemnie.
Kiedy w ubiegłym roku Tajlandią wstrząsnęła wieść o śmierci ukochanego króla, w całym kraju wprowadzono żałobę narodową, która trwała przez cały rok! Przez pierwszy miesiąc flagi państwowe zostały opuszczone do połowy masztów. Restauracje i sklepy zostały zamknięte, albo pracowały krócej, zakazano sprzedaży alkoholu, odwołano wszystkie imprezy rozrywkowe. Tajowie zakładali stonowane – czarne, szare lub białe stroje, przypinali do ubrań czarne wstążki (nie wymagano tego od turystów, ale było to mile widziane). Na ulicach wymieniono billboardy ze zdjęciami króla na czarno-białe, ustawiono telebimy, na których wyświetlane były filmy pokazujące jego życie. Wszystkie strony rządowe i informacyjne wyświetlano w skali szarości.
Ograniczony został także dostęp do królewskich zabytków Bangkoku, co mnie trochę przeraziło, bo przybyłam do Tajlandii zaledwie miesiąc po śmierci króla. Na szczęście Pałac Królewski został już wtedy otwarty dla turystów, ale do Bangkoku przybywały tłumy ludzi pragnące oddać królowi ostatni hołd (ciało króla znajdowało się na terenie Pałacu). Turystom zalecano w tym czasie powstrzymanie się od komentarzy na temat bieżącej sytuacji w Tajlandii.
Pięciodniowe uroczystości pogrzebowe i trwająca od roku żałoba oficjalnie zakończyły się 29 października 2017 r. Relikwie króla złożono w sali tronowej Pałacu Królewskiego w Bangkoku, a prochy władcy w dwóch innych świątyniach.
Czy następca tronu, Rama X, będzie równie wielbiony przez swoich poddanych? Na razie nic na to nie wskazuje, bo trzykrotnie rozwiedziony, z siódemką dzieci, kontrowersyjny książę był uznawany do tej pory za playboya i znany z hulaszczego trybu życia i rozrzutności…
2. Domki duchów
Wiara w Tajlandii jest wielowymiarowa, a buddyzm nie przeszkadza Tajom wierzyć w istoty nadprzyrodzone (phi). By zapewnić sobie pomyślność w życiu doczesnym należy obłaskawić duchy i zabiegać o ich przychylność, dlatego domki duchów są stałym elementem tajskiego krajobrazu. Wyglądają jak małe chatki przypominające duże karmniki dla ptaków, choć w znacznie szlachetniejszej formie. Produkcja tych mini świątyń, rzeźbionych w drewnie lub odlewanych z gipsu, stanowi tu bardzo dochodowy biznes!
Skąd wzięła się ta tradycja? Legenda głosi, że przed wiekami, gdy na świecie nie było jeszcze ludzi, tylko bogowie i duchy, to właśnie duchy wybierały sobie do zamieszkania najlepsze miejsca w okolicy. Kiedy pojawili się ludzie, duchy zaczęły osiadać tam, gdzie były najlepsze ludzkie siedziby, co spowodowało groźny konflikt pomiędzy duchami a ludźmi. Dopiero bogowie poradzili ludziom, by obok swoich domostw budowali mały domek dla duchów mieszkających na tym terenie.
Datę postawienie domku duchów wyznacza się przy pomocy astrologii, a jego umiejscowienie jest ściśle określone architektonicznie! Domek powinien stać na wschód lub północny wschód od domu i nie może na niego padać cień domu. Budowa domku musi zostać ukończona przed południem (żeby duchy mogły iść na obiad). Jako ofiarę zostawia się ryż, banany, orzechy kokosowe, kwiaty, czasami ofiara jest symboliczna. Co najważniejsze, domek nie może stać bezpośrednio na ziemi, ale musi zostać wzniesiony na palach lub na nodze.
Jednak budowa domków duchów to nie wszystko! O duchy należy stale dbać składając im ofiarę, najczęściej pokarm i napoje. Z biegiem czasu poczęstunek może stawać się coraz skromniejszy, wystarczą jednak jakieś podejrzane nocne hałasy, albo nagle tajemniczo zniknie jakiś przedmiot codziennego użytku – wtedy duchy dostaną podwójną porcję pożywienia i kadzidełek.
Domek duchów jest W Tajlandii tym, czym kamień węgielny pod budowę domu – od niego zaczyna się każdą budowę i inwestycję. Przy remoncie domu nie wolno zapomnieć o renowacji domku istot nadprzyrodzonych! Jeśli czyjaś firma dobrze prosperuje lub komuś poprawią się warunki bytowe – rezydencja duchów też jest powiększana i ulepszana. Bez wsparcia duchów nie ma co liczyć na pomyślność w życiu, bo rozgniewany phi może sprowadzić na nas nieszczęście.
Domki duchów wznosi się przy wszystkich większych budowlach, zarówno prywatnych, jak i publicznych. Nie wierzycie? Oto kilka przykładów :)
Domek duchów przed 4-gwiazdkowym hotelem…
Przed Muzeum Kolei Tajsko-Birmańskiej…
Przed tradycyjnym domem na palach…
I zestaw domków duchów przed nowo budowaną galerią handlową :)
3. Plątanina kabli nad głową
Kłębowisko kabli jest nieodłącznym elementem tajskiego krajobrazu. Jaka jest tego przyczyna? Otóż w Tajlandii wszystkie kable elektryczne poprowadzone są nad ziemią. Tak wygląda jedna z głównych ulic Bangkoku :)
Czy to miasto, czy to wieś, czy to przedmieścia Bangkoku, czy też dzielnica drapaczy chmur – wszędzie zobaczysz tysiące kilometrów kabli, które zasłaniają piękne widoki i psują najlepsze fotograficzne ujęcia. Skąd to zjawisko? Odpowiedź jest bardzo prosta: kiedy popsuje się jedno z łączy to nikt nie sprawdza które, tylko doczepia kolejny kabel… W dodatku przy każdym słupie energetycznym wiszą zwoje zapasowych kabli, tak na wszelki wypadek :)
W dodatku każdy z Tajów uważa się za domorosłego elektryka i w przypadku jakiejś awarii sam wspina się po bambusowej drabinie, by dokonać naprawy i doprowadzić prąd do swojego domu. Widok takiego zawieszonego w powietrzu „elektryka” może przyprawić Europejczyka o palpitacje serca :)
4. Każdy mężczyzna powinien zostać mnichem
W Tajlandii na każdym kroku spotkamy zarówno starszych mężczyzn, jak i zupełnie małych chłopców, odzianych w mnisze szaty. Skąd tu tylu mnichów? Otóż w Tajlandii istnieje zwyczaj, że każdy mężczyzna nie tylko może, ale wręcz powinien, przynajmniej raz w życiu, na pewien okres czasu zostać mnichem, by studiować nauki Buddy. Niektórzy spędzają w klasztorze trzy miesiące, inni pozostają tam już na całe życie. Syn pobierający nauki i uczący się skromności oraz dyscypliny w klasztorze buddyjskim jest chlubą każdej tajskiej rodziny.
Również zmarły król, Bhumiphol Adulyadej, był przez pewien czas swojego panowania mnichem (w roku 1956 przeprowadził się z królewskiego pałacu do Wat Bovornivet). Następca tronu, książę Vajiralongkorn, był kilka miesięcy mnichem w 1978 r.
Mnisi podlegają surowemu celibatowi, nie wolno im nawet dotknąć kobiety, dotyczy to także własnej matki. Mnichem może zostać nawet żonaty mężczyzna, na dowolnie długo, ale wszelkie kontakty z żoną muszą być na ten okres zawieszone. Kobieta pod żadnym pozorem także nie może dotykać buddyjskiego mnicha – pamiętajcie o tym, jeśli zapragniecie zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie!
5. Masaż tajski wcale nie jest masażem erotycznym! (ani relaksacyjnym!)
Salon tajskiego masażu często kojarzy się z erotycznymi usługami. Jednak nic bardziej błędnego! Tajski masaż liczy sobie 2,5 tys. lat, a jego twórcą był Jivaka Kumar Bhaccha – osobisty lekarz Buddy i nadworny lekarz króla Magadhy. To jedna z czterech gałęzi tradycyjnej medycyny Tajów. Ale jeśli szukasz przyjemnego odprężenia po ciężkim dniu możesz się trochę zdziwić :) Klasyczny masaż tajski jest bowiem złożonym systemem uzdrawiania, który łączy w sobie elementy akupresury oraz jogi pasywnej (zwanej także jogą dla leniwych ;), a także rozciągania i refleksologii.
Masażysta intensywnie pracuje swoim ciałem i wykorzystuje nie tylko swoje dłonie i kciuki, ale także łokcie, przedramiona, kolana i stopy… Hmmm, to naprawdę dziwne uczucie, kiedy masażystka wciska Ci kolano w plecy :) Po tym masażu poczułam mięśnie, o których istnieniu nie miałam do tej pory pojęcia :) Brzmi strasznie? Bez obaw! Masaż tajski fantastycznie rozładowuje napięcie, łagodzi objawy stresu, pobudza układ krwionośny i limfatyczny, co przywraca równowagę w organizmie. Jednocześnie daje potężny zastrzyk energii… ale dopiero następnego dnia :) Ja skusiłam się także na masaż samych stóp, który po całodziennym zwiedzaniu był dla moich nóg niczym balsam dla duszy. Wielu masażystów oferuje swe usługi na plaży albo w centrum miast, np. w Pattayi czy na Khao San Road w Bangkoku, po bardzo niskich cenach. Nie trzeba się przy tym obawiać, że masażystka niechcący skręci nam kark, bo wiedza na temat techniki masaży jest tu przekazywana z pokolenia na pokolenia.
6. Teleportacja w czasie
Tylko co czwarty mieszkaniec naszej planety uważa, że mamy rok 2017 – muzułmanie, żydzi czy buddyści liczą czas inaczej. Era buddyjska rozpoczęła się z chwilą przejścia Buddy w stan nirwany, co według tradycji nastąpiło w 543 r. p.n.e. Dlatego w Tajlandii oficjalnie używa się dwóch kalendarzy: Kalendarza Gregoriańskiego (takiego jak w Polsce) oraz Kalendarza Buddyjskiego, starszego o 543 lata. To dlatego w Tajlandii można przenieść się w przyszłość, co widać na przykładzie daty wydania lokalnej gazety :)
7. Na powitanie nie podaje się ręki
Powszechny w naszym kręgu kulturowym uścisk dłoni nie jest gestem stosowanym w Tajlandii. Zamiast tego na powitanie wykonuje się tradycyjny gest „Wai”, czyli lekki ukłon ze złożonymi jak do modlitwy dłońmi. Tradycyjnym gestem wita nas nawet klaun przed restauracją McDonald’s :)
Im większy szacunek chcemy okazać naszemu rozmówcy, tym wyżej układamy ręce. W gronie znajomych wystarczą ręce złożone na wysokości klatki piersiowej. Przy powitaniu z rodzicami czy seniorem rodu składamy ręce na wysokości twarzy. Dłonie złożone na wysokości czoła oznaczają najwyższy szacunek, który jest okazywany ważnym osobistościom lub mnichom. Gest „Wai” regulują ściśle określone zasady społeczne, dlatego trzeba pamiętać, że jeśli ręce ułożymy zbyt nisko – możemy kogoś urazić. Gest ten praktykowany jest nie tylko w stosunku do osób, ale także wobec wszelkich obiektów kultu, czy też wizerunków Buddy.
8. Uśmiech w Krainie Uśmiechu nie musi oznaczać przyjaźni!
Czy dzieje się dobrze, czy też źle, Tajom nieustannie towarzyszy uśmiech. Dlaczego? Bo zgodnie z tajską kulturą publiczne okazywanie negatywnych emocji, jak złość, gniew czy zniecierpliwienie, jest oznaką złego wychowania i nie jest mile widziane.
Nawet gdy istnieje jakiś problem, nie mówi się o nim głośno. Uśmiech więc jest nie tylko oznaką sympatii, ale może maskować najróżniejsze stany emocjonalne, być wyrazem zażenowania czy niezadowolenia. Pamiętajmy, że krzykiem i gniewem w tym kraju nic się nie osiągnie, można jedynie zaognić sytuację. W konfliktowych sytuacjach należy zachować spokój, cierpliwość i opanowanie.
9. Nowy Rok można świętować trzy razy!
Tajowie mają aż trzy okazje na sporządzenie swojej listy postanowień noworocznych i podjęcie próby ich dotrzymania :) Dlaczego? Bo nadejście Nowego Roku można obchodzi się w Tajlandii aż trzykrotnie! Jej mieszkańcy wychodzą z założenia, że skoro nadarza się tyle okazji do świętowania, to czemu się ograniczać? ;)
Po raz pierwszy Tajowie witają Nowy Rok razem z kulturą zachodnią, czyli w nocy z 31 grudnia na 1 stycznia. Są to dni wolne od pracy, z hucznymi obchodami i wspólnym odliczaniem ostatnich sekund starego roku na wielkich telebimach rozmieszczonych w dużych miastach i rozbłyskujących fajerwerkami we wszystkich prowincjach. Jest to także okazja do rodzinnych spotkań, refleksji nad upływającym czasem, złożenia ofiary w świątyni i podarowania jałmużny mnichom.
Kilka tygodni później, na przełomie stycznia i lutego, Tajowie z wielka fetą witają Chiński Nowy Rok. Mimo, że nie jest to oficjalne święto i dzień wolny od pracy, to tradycja obchodów nowego roku księżycowego jest niezwykle barwna i widowiskowa. Najhuczniej świętuje się w Chinatown w Bangkoku i prowincjach zamieszkałych przez mniejszość chińską, ale czerwone lampiony, taniec lwa, procesja złotego smoka i parady z udziałem postaci z chińskiej mitologii wylegają na ulice w całej Tajlandii.
W kwietniu przychodzi pora na huczne świętowanie tradycyjnego Tajskiego Nowego Roku – Songkran. Święto trwa zwykle trzy dni i rozpoczyna się wraz z chwilą przejścia słońca ze znaku Ryb do znaku Barana, co jednocześnie oznacza symboliczne wkroczenie w kolejny rok. Wielu Tajów wraca w tym czasie w rodzinne strony, by ten szczególny czas spędzić ze swoimi bliskimi. Święto zwane jest Festiwalem Wodnym, ponieważ jego motywem przewodnim są szalone zabawy na ulicach polegające na obfitym oblewaniu się wodą na szczęście (przypomina to nasz Wielkanocny Poniedziałek). Można także wziąć udział we wspaniałych procesjach z posągiem Buddy, zapoznać się z obyczajem składania ofiar mnichom (głównie jedzenia), wszelkimi szczegółami dotyczącymi buddyjskiego rytuału oczyszczenia i uzyskania błogosławieństwa.
10. Nie wolno dotykać czyjejś głowy!
W tajskiej tradycji głowa, jako najwyższy punkt ciała człowieka, jest swojego rodzaju świątynią i zasługuje na najwyższy szacunek. Dotykanie, albo klepanie kogoś po głowie jest w Tajlandii nie akceptowane i może spotkać się z bardzo negatywną reakcją. Należy o tym pamiętać w codziennych kontaktach z mieszkańcami kraju i unikać dotykania ich głów, nawet (a może zwłaszcza!) małych dzieci.
11. Nie wolno chwalić urody dzieci!
W Tajlandii nie wolno zachwycać się urodą naszych milusińskich, bo to może ściągnąć na nie uwagę złych duchów. Dlatego niemowlęcia nie nazywa się słodką dzidzią, dziewczynki – śliczną laleczką, a chłopca – małym przystojniakiem, tylko woła się: „O, jaki brzydal!” Wszystko po to, żeby duchy nie stały się zazdrosne i nie uprzykrzyły życia małym dzieciom :)
12. Jedzenie robi się na ulicy
Tajlandia to raj dla amatorów ulicznego jedzenia! W końcu nie bez powodu Bangkok okrzyknięto światową stolicą street foodu. Wystarczy butla gazowa, wok, dwa plastikowe krzesła oraz stolik – i już można otwierać swój własny restauracyjny biznes. Wózki z parującymi kotłami z jedzeniem są stałym elementem tajskiej ulicy, a im bliżej wieczora, tym szczelniej wypełniają każde wolne miejsce na skrzyżowaniach, placach i skwerach.
Dobre i tanie uliczne jedzenie sprawia, że wielu Tajów nie gotuje w domu, a nowoczesne mieszkania w ogóle nie posiadają kuchni! W dodatku tajska kuchnia jest tak różnorodna, że codziennie można stołować się poza domem i nawet po trzech miesiącach nie powtórzyć ani jednego dania! I mimo, że nasz sanepid nie wydałby tu ani jednego pozwolenia, to pyszny tajski street food jest całkowicie bezpieczny dla naszego żołądka (sprawdzone!).
13. Inny wymiar pikantności
Nawet jeśli uwielbiasz ostrą kuchnię w Tajlandii czeka na Ciebie niespodzianka, a to wszystko za sprawą wszechobecnej papryczki chili. Dlatego jedzenie w Tajlandii jest ostre lub… ekstremalnie ostre! Przy czym słowo „ekstremalnie” nabiera tutaj kluczowego znaczenia :) To, co dla nas jest pikantne, dla Taja będzie raczej łagodne w smaku… Dlatego w Tajlandii najczęściej używanym przez turystów słowem jest „mai phet” (po tajsku: nieostre). Warto je zapamiętać, bo tylko wtedy dostaniemy potrawę, którą nasze podniebienie zniesie bez szoku dla kubków smakowych :)
14. Zamiast noża dostaniesz łyżkę
W większości restauracji zamiast noża i widelca dostaniemy widelec i łyżkę. To bardzo popularny wśród Tajów sposób jedzenia, więc warto się do niego przyzwyczaić. Trzeba pamiętać, że widelec służy jedynie do nałożenia kęsów potrawy na łyżkę, którą wkłada się do ust, a jedzenie bezpośrednio widelcem jest dużym nietaktem i może być uznane za niegrzeczne.
Czy brak noża to problem? Nie, bo wszystkie potrawy są podzielone na małe kawałeczki, więc nóż i tak nie byłby do niczego potrzebny.
15. Prohibicja w ciągu dnia
Tajlandia kojarzy się raczej z rozrywkowym trybem życia, jednak nawet w tak imprezowym kraju obowiązuje bardzo restrykcyjne prawo antyalkoholowe! Oznacza to, że w pewnych godzinach obowiązuje całkowity zakaz sprzedaży alkoholu. Prohibicja obowiązuje od 14.00 do 17.00 oraz od 24.00 do 11.00 rano. Nie warto brać kasjera na litość, nie pomoże płacz, prośby i groźby, bo w tych godzinach kasy w sklepach blokowane są w taki sposób, że nie ma możliwości sprzedaży alkoholu. Warto o tym pamiętać, kiedy zapragniemy zimnego piwa w gorące, tropikalne popołudnie…
Dobra wiadomość jest taka, że każde prawo można obejść – wystarczy udać się do sklepu Chińczyka za rogiem, który sprzeda Ci wszystko, o każdej porze dnia i nocy. Poza tym restrykcyjne przepisy nie są przestrzegane w miejscowościach typowo wypoczynkowych, np. w Pattayi (sprawdzone! :)
16. Powszechna prostytucja
Seks-biznes zyskał w Tajlandii światową sławę podczas wojny w Wietnamie, kiedy amerykańscy żołnierze przyjeżdżali do Patayi na urlop na przepustkach. Patrząc dziś na wszechobecne prostytutki aż trudno uwierzyć, że w Tajlandii ten proceder jest nielegalny. W dużych miastach aż roi się od domów publicznych, klubów go-go i podejrzanych salonów masaży z usługą „full service”.
Niestety prostytucja w Tajlandii jest społecznie akceptowana. Panuje powszechne przekonanie, że to zawód jak każdy inny i nie ma się czego wstydzić. Często rodzice sami wysyłają swoje dorosłe córki do miasta, żeby zarobiły. A zarobki są niebagatelne – w ciągu jednej nocy Tajka może zarobić tyle, ile jej rodzina zarabia przez cały miesiąc.
Dziewczyny przesiadują w barach, gdzie otrzymują procent od sprzedanych napojów alkoholowych. Zachodni turyści zamawiają im drinki, rozmawiają… Sutenerstwo tu formalnie nie istnieje. Jeśli turysta dogada się z Tajką co do ceny usługi – płaci dodatkowo właścicielowi baru jakąś drobną kwotę za to, że dziewczyna tego wieczoru nie przyniesie mu już żadnych zysków i wychodzą razem, najczęściej do jego hotelu, gdzie także przymyka się oko na nocne odwiedziny… W najgorszym przypadku dziewczyny po prostu stoją na ulicy nagabując zachodnich turystów…
Prostytucja w Tajlandii nie ogranicza się do rejonów turystycznych. Korzystanie z usług prostytutek jest powszechne także wśród Tajów. By zobaczyć ten biznes na własne oczy wystarczy wybrać się wieczorem na Patpong w Bangkoku albo na Walking Street w Pattayi, która zamieniła się w największy dom publiczny świata… Widok setek prostytutek, stojących co kilka metrów wzdłuż nadmorskiego deptaku, może zaszokować najbardziej liberalnego turystę…
17. Ladyboys, czyli trzecia płeć
W Tajlandii nigdy do końca nie można być pewnym, kogo spotykasz na ulicy. Czy to kobieta czy mężczyzna? A może ladyboy (kathoey) czyli transwestyta? Wbrew pozorom transwestyci są zintegrowani z resztą społeczeństwa, pracują w restauracjach, barach, czy supermarketach i nie budzą żadnych gorących emocji. Zjawisko trzeciej płci jest znane w całej Azji, ale w Tajlandii kathoey mają najbardziej komfortowe warunki do życia (głownie za sprawą tajskiej kultury, w której okazywanie negatywnych emocji nie jest dobrze widziane).
Kim naprawdę są? To osoby, które posiadając jedną płeć przypisują sobie cechy płci przeciwnej, jednak największą uwagę poświęca się mężczyznom, którzy przyswoili sobie zachowania przypisane kobietom. Znana jest historia najsłynniejszego tajskiego boksera – Parinya Charoenphol, który przeszedł operację zmiany płci (na tej podstawie powstał świetny film pt.: „Piękny bokser”). Poniżej etapy jego metamorfozy:
Transwestyci ubrani w damskie stroje, w ostrym makijażu wyglądają dokładnie jak kobiety! Jedynym dowodem poprzedniego życia będzie męska płeć wpisana w dokumencie tożsamości, gdyż prawo nie przewiduje sądowej zmiany płci. Ci, których nie stać na kosztowną operację ograniczają się jedynie do terapii hormonalnej (powszechnie dostępnej w każdej aptece), zachowując jednocześnie swoje męskie atrybuty …
Jak odróżnić ladyboya od kobiety? Czasami naprawdę nie jest łatwo! Implanty piersi ,długie nogi, doskonała figura, brak cellulitu, zalotne spojrzenie… Po prostu ideał kobiety! Dlatego zgodnie z tajskim powiedzeniem: „Kiedy spotykasz piękną kobietę, strzeż się! To na pewno mężczyzna” :) Wysoka kobieta, z dużymi dłońmi i stopami, idealnym biustem, zbyt wyzywająco ubrana i przesadnie epatująca swoją kobiecością to z całą pewnością ladyboy!
W Tajlandii ogromną popularnością cieszą się konkursy piękności kathoey. Warto obejrzeć także rewię transwestytów – polecam Alcazar w Pattayi, czyli show w stylu Moulin Rouge, z barwnymi strojami i bogatą choreografią na bardzo wysokim poziomie artystycznym. Przyglądając się pięknym długonogim tancerkom aż trudno uwierzyć, że wszystkie urodziły się… jako chłopcy :)
18. Zdejmowanie butów
Przed wejściem do buddyjskiej świątyni należy zdjąć buty (zwykle znajdują się tam specjalne półki na obuwie). Buty zostawia się także przed progiem tajskiego domu, niektórych hoteli, a bywa że także sklepów, restauracji czy lokali usługowych (przed wejściem często widnieje kartka z prośbą o zdjęcie butów). Dlaczego to takie ważne? Jest to związane z symboliką części ciała obowiązującej w tajskiej kulturze, gdzie za najświętszą część ciała uznawana jest głowa, a stopy znajdują się najniżej w tej hierarchii i są uznawane za nieczyste. Dlatego należy także wystrzegać się nieopatrznego wskazania kogoś stopą (np. zakładając nogę na nogę). Jako ogromny brak szacunku i obrazę uznaje się skierowanie stóp w stronę Buddy (np. w świątyni).
19. Każdy dzień tygodnia ma swój kolor
Tajska astrologa, opartą w dużej mierze na wpływach hinduskich, każdemu dniu tygodnia przypisuje pewien kolor. Kolory dni tygodnia wywodzą się od barw przypisywanych planetom i bóstwom, opiekującym się danym dniem, zgodnie z hinduskim systemem astrologicznym. Każdy Taj posiada zatem swój szczęśliwy, urodzinowy kolor związany z dniem urodzenia, a kolorowe T-shirty w tych kolorach cieszą się ogromną popularnością. Nawet flaga królewska zmarłego w ubiegłym roku króla Ramy IX, urodzonego w poniedziałek, miała kolor żółty – odpowiadający barwie tego dnia tygodnia.
Kolorowe szaleństwo widać było na ulicach, zwłaszcza w poniedziałki, kiedy Tajowie nosili żółte ubrania, oddając cześć królowi, który właśnie tego dnia się urodził.
Pozostałe kolory przypisywane dniom tygodnia to: wtorek – różowy, środa – zielony, czwartek – pomarańczowy, piątek – niebieski, sobota – fioletowy, niedziela – czerwony.
20. Brak cmentarzy
Cmentarze w Tajlandii należą do rzadkości. Według rytuału tajskiego buddyzmu zwłoki zostają poddane kremacji, a prochy umieszczane w specjalnej urnie, którą najbliżsi przechowują potem w domu, miniaturowym mauzoleum (ważniejsze osobistości w lokalnej chedi) a najczęściej rozrzucają na łonie natury: w morzu czy lesie. Obrzędy pogrzebowe mogą być dla nas zaskoczeniem, gdyż śmierć jest radosnym wydarzeniem. Zgodnie z buddyjską filozofią, zmarły w następnym wcieleniu będzie bliżej nirwany, dlatego nie ma powodu do smutku, a wśród zebranych żałobników panuje atmosfera pikniku i towarzyskiego spotkania… Smutek i płacz nie jest wskazany, by nie niepokoić odchodzącej do nieba duszy…