Już za chwilę przywitamy Nowy Rok, a zatem, by tradycji stało się zadość, czas na podróżnicze podsumowanie ostatnich dwunastu miesięcy. Jaki był ten rok? Tegorocznym motywem przewodnim były „moje wielkie włoskie wakacje”, z powiewem egzotyki w tle. Zapraszam na doroczne résumé!
Wiosną odwiedziłam ukochane Włochy, do których od lat mam ogromny sentyment i gdzie czuję się tak dobrze, jak w domu. Tym razem celem mojej podróży była malownicza Toskania oraz fragment riwiery liguryjskiej. Wizytę w słonecznej Italii rozpoczęłam od Bolonii – miasta z czerwonej cegły, słynącego z krytych pasaży i najstarszego uniwersytetu świata.
Na Campo dei Miracoli (Placu Cudów) w Pizie podziwiałam osobliwą dzwonnicę, znaną na całym świecie jako Krzywa Wieża.
Z nadmorskiego miasteczka La Spezia popłynęłam w rejs wzdłuż malowniczego Cinque Terre, fragmentu wybrzeża liguryjskiego, wpisanego na listę dziedzictwa UNESCO.
W Lucce, rodzinnym mieście Giacomo Pucciniego, podziwiałam świetnie zachowane mury miejskie i zajrzałam do Katedry św. Marcina, która skrywa jeden ze skarbów średniowiecznej Europy, tzw. Volto Santo (Święte Oblicze) – rzeźbę ukrzyżowanego Jezusa, z cedrowego drzewa, której autorem jest (wedle tradycji) Nikodem, świadek ukrzyżowania.
Odwiedziłam także starą winiarnię Fattoria il Poggio, gdzie degustowałam toskańskie specjały i wyśmienite miejscowe wina.
Pobyt we Włoszech zakończyłam we Florencji, gdzie zachwyciłam się gotycką katedrą Santa Maria del Fiore pokrytą wyrafinowanym wzorem z trzech rodzajów toskańskiego marmuru. Symbol miasta jest trzecim co do wielkości kościołem na świecie, po bazylice św. Piotra w Rzymie i katedrze św. Pawła w Londynie.
Na Piazza della Signoria podziwiałam kopię rzeźby słynnego Dawida, dłuta Michała Anioła. Odwiedziłam także Kościół Santa Croce – miejsce spoczynku najznamienitszych Włochów, z Michałem Aniołem na czele.
Spacer po Florencji zakończyłam na kipiącym złotem Ponte Vecchio (Moście Złotników). Pogłaskałam też po pysku rzeźbę dzika na pobliskim Mercato del Porcellino, by kiedyś jeszcze powrócić do tego wspaniałego miasta… Wtedy nawet nie przypuszczałam, że ten przesąd spełni się tak szybko :)
A oto moje kulinarne wspomnienie Toskanii :)
Nie wiem jak Wy, ale ja już dawno przestałam kupować niepraktyczne pamiątki, które tylko zbierają kurz, i które przekłada się z półki na półkę, a później chowa głęboko do szuflady… Dziś uwielbiam przywozić przyprawy, regionalne produkty, sery, oliwę z oliwek czy lokalne trunki :)
W długi sierpniowy weekend wybrałam się do Wrocławia, by odwiedzić Afrykarium – pierwsze oceanarium w Polsce, a także podziwiać Panoramę Racławicką i tropić krasnale na Wrocławskim Rynku :)
Najchłodniejszy weekend wakacji spędziłam w Zakopanem, które przywitało mnie jesienną pogodą i ulewnym deszczem… Ale, jak wiecie, nie jestem miłośniczką zdobywania górskich szczytów, dlatego brzydka pogoda wcale nie pokrzyżowała moich planów! Zajadałam się góralskim jadłem, relaksowałam w basenach termalnych z widokiem na Giewont i odwiedziłam Galerię Władysława Hasiora – jedną z najbardziej osobliwych galerii sztuki! (przeczytasz o niej TUTAJ)
Na początku września ponownie (i trochę nieoczekiwanie) znalazłam się w ukochanej Italii, by cieszyć się słońcem, wspaniałą architekturą i delektować się włoskim la dolce vita :) Po raz kolejny zawitałam do magicznej Wenecji, którą za każdym razem odkrywam na nowo (wpisy z Wenecji znajdziesz TUTAJ).
Spacerując wśród średniowiecznej zabudowy San Marino, najstarszej republiki świata, podziwiałam trzy twierdze górujące nad miastem. Odwiedziłam także grób św. Franciszka w Asyżu.
Przekonałam się, że wszystkie drogi prowadzą do Rzymu i wrzuciłam monetę do Fontanny di Trevi, by znów powrócić do Wiecznego Miasta (to naprawdę działa! :)
Odwiedziłam Bazylikę św. Piotra w Watykanie, bogatą kolekcję dzieł sztuki w Muzeach Watykańskich i podziwiałam sklepienie Kaplicy Sykstyńskiej, gdzie tradycyjnie odbywa się konklawe.
Pozwoliłam sobie także na chwilę zadumy i refleksji na Polskim Cmentarzu Wojennym na Monte Cassino…
Z malowniczego Sorrento wyruszyłam w rejs na Capri, by podziwiać jedną z najpiękniejszych wysp Morza Tyrreńskiego oraz okoliczne morskie groty.
Dotarłam także do hałaśliwego Neapolu, by zjeść najlepszą pizzę świata i odwiedziłam Pompeje, gdzie czas zatrzymał się w 79 r. n.e. po wybuchu Wezuwiusza…
W Orvieto podziwiałam wspaniałą gotycką katedrę, gdzie przechowywane są relikwie najsłynniejszego cudu eucharystycznego, który wydarzył się w pobliskiej Bolsenie w 1283 r.
„Moje wielkie włoskie wakacje” ponownie zakończyłam we Florencji, która jest jednym wielkim muzeum historii i sztuki pod gołym niebem. (Wszystkie wpisy z Włoch znajdziesz TUTAJ)
Późną jesienią dotarłam do wymarzonych Indii, które przywitały mnie smogiem, zgiełkiem i oszałamiającą feerią barw.
W Delhi podziwiałam Grobowiec Humajuna (pierwowzór Taj Mahal), Czerwony Fort i Bramę Indii. Odwiedziłam miejsce kremacji Mahatmy Gandhiego, meczet Jama Masjid i kapiącą od złota świątynię sikhijską (przeczytasz o tym TUTAJ).
W Mandawie, słynącej z handlu opium, bawełną i przyprawami, podziwiałam przepiękne freski zdobiące ściany haveli (rezydencji kupieckich) – przeczytasz o tym TUTAJ. Zwiedziłam bogato zdobiony Fort Junagarth w Bikaner oraz Fort w Jaisalmer („Złotym Mieście”), który urzekł mnie baśniową zabudową starych murów, pałaców i świątyń.
W „Błękitnym Mieście” Jodhpur odwiedziłam górujący nad miastem Fort Mehrangarh. Spacerując po Udajpurze, zwanym Wenecją Wschodu, podziwiałam położony na brzegu jeziora Pałac Miejski i zajrzałam do świątyni Jagdisz poświęconej bogu Wisznu – Kreatorowi Wszechświata. Zobaczyłam także Puszkar, należący do najważniejszych miejsc kultu wyznawców hinduizmu, gdzie znajduje się jedyna w Indiach świątynia wzniesiona ku czci boga Brahmy.
W Ranakpurze odwiedziłam marmurową, misternie zdobioną świątynię dżinijską z poł. XV w.
W Jaipurze („Różowym Mieście”) zachwyciłam się monumentalną fasadą Hava Mahal (Pałacu Wiatrów) wzniesioną w 1799 r. z czerwonego i różowego piaskowca dla żon i konkubin maharadży.
Zwiedziłam także Pałac Miejski oraz Obserwatorium Astronomiczne Jantar Mantar z poł. XVIII w. i zdobyłam Fort Amber na grzbiecie ozdobionego malunkami słonia :)
W drodze do Agry odwiedziłam Fatephur Sikri – opuszczone miasto Wielkich Mogołów oraz wioskę Abhaneri z olbrzymim zbiornikiem na wodę deszczową z X w. W Agrze podziwiałam monumentalny Czerwony Fort – największy i najlepiej zachowany pałac mogolski, a w drodze powrotnej do Delhi odwiedziłam Vrindavanę i Mathurę – świątynie Kriszny.
Na zakończenie podróży po Indiach zobaczyłam mauzoleum Taj Mahal – jeden z siedmiu współczesnych cudów świata, wzniesione przez cesarza Shahjahana ku czci swojej żony Mumtaz Mahal.
Przemierzyłam niemal cały Radżastan, najbardziej kolorowy stan Indii, i pokonałam blisko 2600 km!
Moje wrażenia? Wobec Indii nie sposób pozostać obojętnym! Zapachy i aromaty mieszają się ze smrodem ulicy, słodycz jedzenia z paląca ostrością chili, a kolorowe sari z nędzą, brudem i ubóstwem… Ale jeżeli Indie można tylko kochać, albo nienawidzić, to ja skłaniam się dziś ku pierwszej opcji i z przyjemnością zobaczę kiedyś południowe oblicze Indii z Mumbajem, Keralą i Goa na czele.
Co na blogu?
Po dłuuuugim czasie założyłam (nareszcie! :) fan page na facebooku i wreszcie mogę na bieżąco relacjonować wrażenia z podróży. Z przyjemnością patrzę jak rośnie lista sympatyków bloga (dziękuję!) – dzięki Wam blogowanie ma sens i wciąż sprawia mi frajdę!
Podsumowanie
W mijającym roku dwa razy odwiedziłam ukochane Włochy i poznałam smak Orientu w egzotycznych Indiach. Spełniłam cztery marzenia z mojej podróżniczej listy: sprawdziłam jak krzywa jest wieża w Pizie, zobaczyłam Neapol (i…. mam zamiar żyć długo i szczęśliwie!), PRAWIE stanęłam pod wulkanem i zachwyciłam się majestatycznym Taj Mahal!
Zwiedziłam baśniowe pałace, potężne forty i olśniewające świątynie. Poczułam wyjątkową mieszankę bajecznych kolorów, egzotycznych smaków i zapachów świątynnych kadzideł… Zobaczyłam bogactwo i przepych, niewyobrażalne ubóstwo i wszechobecne święte krowy…Jeździłam rikszą po zatłoczonym Starym Delhi i spędziłam noc w namiocie na pustyni Thar.
Odwiedziłam świątynię Karni Mata, którą zamieszkuje tysiące otoczonych czcią szczurów (czytaj TUTAJ) i zobaczyłam Świątynię Małp w Galcie.
Zajrzałam także na indyjskie wesele, gdzie mogłam podziwiać tradycyjne, bogato zdobione stroje młodej pary i niezwykłą ceremonię zaślubin.
Zachwyciłam się indyjską kuchnią, bardzo wyrazistą, aromatyczną i często piekielnie pikantną!
Pokochałam samosy – pierożki z nadzieniem, smażone w głębokim tłuszczu i pakorę – chrupiące warzywa w cieście z mąki z ciecierzycy. Zajadałam się chlebkiem naan pieczonym w piecu tandoor i kurczakiem tikka masala, a moim kulinarnym odkryciem roku jest masala chai – aromatyczna herbata z korzennymi przyprawami i odrobiną mleka.
To był fantastyczny rok! :)
Plany na 2018
Z perspektywy czasu widzę, jak z roku na rok coraz bardziej oddalam się od domu :) Mam jeszcze wiele planów do zrealizowania w Europie, ale też ciągnie mnie daleko w świat… Może będę podziwiać Chichén Itzá – starożytne miasto Majów albo upajać się kolonialną atmosferą Starej Hawany, a może zobaczę Angkor Wat? Czas pokaże, ale emocji mi z pewnością nie zabraknie!
A Wam życzę spełnienia wszystkich podróżniczych marzeń i pamiętajcie, że nawet najdalsza podróż zaczyna się od pierwszego kroku – wystarczy tylko wyruszyć w drogę!
Szczęśliwego Nowego Roku!
Niesamowicie barwne podsumowanie – super miejsca i zdjęcia. Nabraliśmy smaku na ponowny powrót do Indii :).
Dziękuję za miłe słowa :) Ja też pewnie kiedyś jeszcze wrócę do Indii… :)