„Hawany są dwie. Aby zobaczyć tę pierwszą, wystarczy zamknąć oczy. Pojawi się pełna blichtru, pachnąca perfumami Channel, lśniąca lakierem sunących szerokimi ulicami samochodów. Z nich przed modnymi klubami wysiadają długonogie piękności w sukniach bez pleców, z nieodłączną cygaretką na długiej lufce. W tej wizji słychać swingujących jazzmanów i głos Nata Kinga Cole’a. Widać balowe sale i elegancko ubranych mafiosów. Druga Hawana pojawia się zaraz po tym, jak otworzymy oczy. Przypomina starszą dystyngowaną panią, której świetność minęła już dawno – wraz z czasami kolonialnymi, a w jej przymglonych oczach, w zmarszczkach twarzy i pogniecionej sukni zapisana jest cała słodko-gorzka historia porewolucyjnej Kuby, gdzie czas zatrzymał się z końcem 1959 r…” (http://www.national-geographic.pl/traveler)
Kolejny dzień w Hawanie rozpoczynam od reprezentacyjnego placu Parque Central, gdzie można zobaczyć ślady świetności miasta z przełomu XIX i XX w. W centralnym miejscu placu, pośród królewskich palm (popatrzcie na ich pnie, które wyglądają jak z betonu! :) wznosi się wykonany z białego marmuru pomnik José Martiego, bohatera narodowego Kuby.
Nad placem dominuje pompatyczny El Capitolio Nacional (Kapitol), dawna siedziba prezydenta i rządu, który obok La Giraldilla jest, najważniejszym symbolem tego miasta. Wygląda znajomo? Bez wątpienia, bo to niemal wierna kopia siedziby Kongresu w Waszyngtonie! Do lat 50-tych XX w., do czasu wybudowania pomnika Jose Marti, kopuła Kapitolu (91,73 m) stanowiła najwyższy punkt w Hawanie. Gmach otwarty 20 maja 1929 r. (w dniu święta niepodległości Kuby) jest wyraźnym przykładem amerykanizacji po tym, jak w 1904 r. USA zastąpiły Hiszpanię w roli kolonizatora Kuby.
Niestety Kapitol od dłuższego czasu jest w stanie permanentnego remontu, który zakończy się w bliżej nieokreślonej przyszłości. Zważywszy na tutejsze podejście do pracy oraz deficyt materiałów budowlanych – rusztowania postoją jeszcze dobrych kilka lat…
Naprzeciwko El Capitolio, przy Paseo de Marti, zobaczycie odnowione kolorowe kamienice, widniejące we wszystkich folderach reklamowych Hawany.
Jeden z narożników Parque Central zajmuje neoklasycystyczny gmach Gran Teatro z 1837 r. zwieńczony czterema wieżyczkami z aniołkami w locie. Wewnątrz mieści się sala koncertowa, kinowa, sale konferencyjne, a także galeria sztuki. Warto zobaczyć Audytorium Garcia Lorca, które może pomieścić nawet 1,5 tys. widzów. W olśniewających wnętrzach swoje przedstawienia dają Narodowy Balet Kuby i Opera Narodowa.
Pobliski Hotel Inglaterra (Hotel Anglia) to pierwszy luksusowy hotel w mieście (z mało znanym tarasem na dachu, z którego rozpościera się widok na Kapitol). Przed gmachem członkowie niepodległościowych ruchów konspiracyjnych przemawiali przed laty do tłumów. Bywał tu młody Winston Churchill jako korespondent wojenny na wojnie hiszpańsko-kubańskiej w 1895 r. W hotelu rozgrywa się także część akcji powieści „Cuba Libre” Elmore Leonarda.
Po drugiej stronie Parque Central mieści się Hotel Plaza, znany z kolumnowego westybulu. Tuż za nim wznosi się utrzymany w stylu art déco budynek Edificio Bacardi, zwieńczony statuą wielkiego nietoperza. Ekstrawagancki gmach, ze szwedzkiego granitu, kubańskiego wapienia, glazury i terakoty, był główną siedzibą Bacardi Rum Company, dopóki rodzina Bacardich nie uciekła z Kuby w 1960 r.
Na północ od Kapitolu biegnie bulwar Paseo de Martí (El Prado) wzorowany na Prado w Madrycie. Malowniczy pasaż, wysadzany drzewami i ozdobiony posągami lwów, oddziela Centro Habana od Starej Hawany i rozciąga się aż po nadmorski bulwar Malecón. Domy przy Prado należały niegdyś do najświetniejszych arystokratycznych rodów Hawany. Niestety od początku XX w. bulwar chylił się ku upadkowi, wspaniałe rezydencje zamieniono w kasyna, nocne kluby i domy publiczne. Najbardziej znanym budynkiem przy Prado jest hotel Sevilla umieszczony w akcji powieści Grahama Greena „Nasz człowiek w Hawanie”.
Tymczasem mijam Kapitol, na którego tyłach działa Fabrica de Tabacos Partagas, gdzie od 1845 r. produkuje się słynne cygara Hawany. W pobliżu mieści się równie znana fabryka H. Upmann, skąd pochodzą najlepsze cygara Montecristo.
Niespodziewanie moim oczom ukazuje się paifang – brama prowadząca do niewielkiej Barrio Chino. Skąd wzięła się chińska dzielnica w latynoskim mieście? Pierwsi Chińczycy przybyli Kubę w poł. XIX w. do pracy przy budowie linii kolejowej, ale większość rdzennych mieszkańców już dawno wyemigrowała do USA w początkach kubańskiej rewolucji. To jedna z najbiedniejszych i najbardziej zniszczonych dzielnic Hawany, która niegdyś nie cieszyła się dobrą sławą i była znana głownie z domów publicznych. Dziś nawet teatr Shanghai, znany z powieści „Nasz człowiek w Hawanie” jako lokal pokazujący seks na żywo i filmy pornograficzne, stał się klubem nocnym z karaoke i dobrą azjatycką kuchnią.
Zagłębiam się dalej w labirynt hawańskich uliczek i wkraczam na niewielki, zaniedbany plac, który okazuje się być dworcem autobusowym. Dookoła znajdują się przystanki i żadnych turystów, tylko tłumy Kubańczyków wpychających się do podjeżdżających środków lokomocji… Nic dziwnego, że w komunikacja publiczna cieszy się takim zainteresowaniem – własny samochód to na Kubie towar deficytowy…
Na jednej z ulic rozpoznaję stary amerykański schoolbus, który przewozi dzieci do szkoły. Są też polskie akcenty :)
Pora wracać, więc kieruje się w stronę morza by dotrzeć na Malecón – najsłynniejszą kubańską promenadę, tęsknie spoglądającą w kierunku wybrzeża Florydy. Nadmorski deptak o długości 8 km, którego budowę w 1901 r. zapoczątkowała amerykańska armia, rozciąga się od ujścia portu w Starej Hawanie aż po Vedado – dzielnicę dyplomatów, inteligencji i mafiosów.
Na Malecónie toczy się życie towarzyskie Hawany – spacerują tu rodziny i zakochane pary, przychodzą turyści, kieszonkowcy i prostytutki, a w weekendy przy szklaneczce rumu i dźwiękach salsy zabawa trwa do białego rana…
Niestety większość zabudowy popadła już ruinę… Aż przykro patrzeć na wspaniałe kiedyś neoklasycystyczne kamienice, z rozsypującymi się fasadami… W zimie droga często jest nieprzejezdna, a fale, osiągające nawet 10 m, przedzierają się przez falochron i zalewają ulicę. Wówczas Malecón jest zamykany dla ruchu, o czym mogłam przekonać się sama…
Pora na największą atrakcję dnia, bo czymże byłaby wizyta w Hawanie bez przejażdżki starym, amerykańskim (w dodatku różowym! :) kabrioletem? Przejazd po Starej Hawanie i wzdłuż Malecónu wehikułem starszym siebie samej to niepowtarzalne doświadczenie! Bez pasów bezpieczeństwa, poduszek powietrznych, ABS-ów i całej tej współczesnej elektroniki, tylko zwisające kable, latynoski kierowca i ten wiatr we włosach… :)
Jedziemy w kierunku Vedado – dzielnicy wzorowanej na Miami, z ulicami oznakowanymi numerami i literami i architekturą w stylu art. deco. Główna arterią dzielnicy jest Quinta Avenida (Piąta Aleja) biegnąca pomiędzy ambasadami i siedzibami firm. Na pobliskiej skale góruje elegancki Hotel Nacional, wzorowany na Breakers Hotel w Palm Beach na Florydzie. Gmach w kolonialnym stylu, który pamięta czasy przedrewolucyjnej Kuby, zbudowano za pieniądze mafijnych bossów. W czasach świetności bywało tu wielu znakomitych gości, m.in.: Winston Churchill, książę i księżna Windsor, Jimmy Carter, Frank Sinatra, Ava Gardner, Rita Hayworth, Marlena Dietrich, Gary Cooper, Marlon Brando, Ernest Hemingway, Yuri Gagarin oraz niezliczeni Iberoamerykańscy szefowie państw i monarchowie europejscy.
Pobliski pomnik Monumento al Maine upamiętnia śmierć 260 Amerykanów, których okręt USS Maine eksplodował w 1898 r. w tajemniczych okolicznościach w hawańskim porcie. Incydent ten spowodował wciągnięcie Ameryki w wojnę kubańsko-hiszpańską. Na pamiątkowej tablicy widnieje napis: „Ofiary poświęcone przez żarłocznych imperialistów w ich dążeniach do zdobycia Kuby”. Amerykański orzeł, który niegdyś wieńczył dwie kolumny pomnika został usunięty przez rozwścieczony tłum w 1960 r.
Widoczny w oddali budynek ze szkła i betonu to ambasada amerykańska, otwarta ponownie w 2015 r. po 54 latach, w ramach odwilży w stosunkach Kuby i USA. Niestety obecna polityka USA sprawiła, że stosunki dyplomatyczne pomiędzy krajami znów znalazły się w odwrocie, a razem z nimi szansa Kubańczyków na lepsze życie…
Niecodzienną atrakcją dzielnicy Vedado jest jeden z największych cmentarzy świata, nazwany na cześć Krzysztofa Kolumba – Necropolis Cristobal Colon. Wśród 2 mln grobów rozmieszczonych na 57 ha spoczywa większość zasłużonych dla Kuby i Hawany mieszkańców. Jednak wbrew nazwie nie a tu grobowca wielkiego odkrywcy, zresztą do dziś trwa spór o to gdzie spoczywa włoski żeglarz – w Sewilli czy może w Santo Domingo?
Budowę nekropolii rozpoczęto w 1860 r. według projektu młodego galicyjskiego architekta Calixto de Loira y Cardosa, który niestety nie doczekał końca budowy i stał się jednym z pierwszych rezydentów cmentarza własnego autorstwa. A projekt to dość osobliwy, bo po przekroczeniu bramy znajdziemy się na zwykłej czteropasmowej ulicy. Na jej końcu wznosi się główna kaplica wzorowana na florenckiej katedrze.
Po cmentarzu można poruszać się samochodem, niczym po wytwornej dzielnicy Hawany, pośród grobowców w kształcie piramid, fortec czy miniaturowych greckich świątyń.
Najbardziej znany jest grobowiec Amelii Goyre de la Hoz, która zmarła przy porodzie dziecka w 1901 r. i została pochowana z dzieckiem u swoich stóp. Kiedy kilka lat później odkopano grób, by pochować kolejne ciało okazało się, że ciała nie uległy rozkładowi, a dziecko znajduje się w ramionach dziewczyny. Uznano to za cud i dziś do grobu Amelii pielgrzymują tysiące Kubańczyków z prośbami o pomyślność i zdrowie albo podziękowaniem za wysłuchanie modłów…
Mój drugi dzień w stolicy Kuby dobiega końca… Żegnam się z miastem z twierdzy El Morro wybudowanej w 1585 roku jako część hiszpańskich fortyfikacji, skąd rozciąga się wspaniała panorama Hawany. W czasach kolonialnych wystrzał z 12 armat o godz. 21.00 zwiastował zamknięcie bram miasta i podniesienie łańcucha pomiędzy El Morro a Casillo de la Punta, który odcinał wejście dozatoki i bronił przed piratami. Dziś kilka dział z El Morro symbolicznie wymierzonych jest w Zatokę Florydzką – to na wypadek ewentualnej inwazji… :)
Słońce zachodzi nad Hawaną, pora wyruszyć w dalsza drogę… W melancholijnym nastroju opuszczam olśniewające niegdyś miasto, dziś pełne codziennego smutku, biedy i nadziei na lepsze jutro…
Adiós, Hawana mia!…
Niesamowite miejsce, czas się tu zatrzymała 50 lata temu. Obiecałam sobie że kiedyś zapalę cygaro w fiacie 126P na Kubie.
Świetny artykuł i fotostory, pozdrawiam.
Dziękuję :) Życzę spełnienia marzeń, bo fiatów 126p jest tam pod dostatkiem :)